Zapach jako niematerialny świadek historii
Wchodząc do starego kościoła, poczuliśmy kiedyś woń kadzidła i wosku, która przeniosła nas w czasie? Albo zapach starych ksiąg, który od razu przywołał wspomnienia z dzieciństwa? Zapachy mają niezwykłą moc – potrafią wywołać emocje silniej niż obrazy czy dźwięki. Mimo to, przez dziesięciolecia pozostawały niewidocznym (a raczej: nieuchwytnym) elementem dziedzictwa kulturowego. Dopiero od niedawna muzealnicy na całym świecie zaczęli traktować je poważnie jako część naszego wspólnego dziedzictwa.
Ochrona zapachów to jedno z najbardziej niekonwencjonalnych wyzwań współczesnej muzeologii. Jak zachować coś, co ulatuje w ciągu sekund? Jak dokumentować wrażenia, które są subiektywne i ulotne? Na te pytania próbują odpowiedzieć pionierzy nowej dziedziny – konserwacji olfaktorycznej.
Dlaczego warto konserwować zapachy?
Zapachy niosą informacje, których nie znajdziemy w podręcznikach. Woń dawnych perfum mówi o modzie i statusie społecznym. Zapach dymu z komina może opowiedzieć więcej o życiu codziennym niż niejedna wystawa narzędzi gospodarstwa domowego. Aromat przypraw handlowanych przez Hanzeatyckich kupców opowiada historię wymiany kulturowej.
Przykład? W 2020 roku w Muzeum Miejskim w Amsterdamie odtworzono zapach XVII-wiecznej stolicy Holandii – mieszankę tytoniu, drewna okrętowego i śledzi. Dla współczesnych gości była to podróż w czasie bardziej intensywna niż oglądanie obrazów Vermeera. W Polsce podobne eksperymenty prowadzi Muzeum Warszawy, badając zapachy przedwojennych aptek i kawiarni.
Wyzwania techniczne: pułapki w probówce
Zbieranie zapachów to nie lada wyzwanie. W przeciwieństwie do obrazów czy przedmiotów, nie można ich po prostu umieścić w gablotce. Największe problemy? Ulotność składników zapachowych i brak standaryzowanych metod przechowywania. Nawet najlepsze pojemniki przepuszczają molekuły zapachowe po kilku miesiącach.
Niektóre instytucje, jak Osmothèque we Francji (najstarsze na świecie archiwum zapachów), używają specjalnych lodówek wypełnionych obojętnym gazem. Inne, jak Instytut Dziedzictwa Olfaktorycznego w Nowym Jorku, inwestują w technologię zamrażania zapachów w specjalnych żelach polimerowych. Ale to wciąż rozwiązania eksperymentalne.
Detektywi zapachów: jak śledzi się aromaty przeszłości?
Przed odtworzeniem historycznego zapachu trzeba go najpierw zbadać. Muzealni detektywi używają różnych metod – od analizy chemicznej zabytkowych przedmiotów po wertowanie starych pamiętników w poszukiwaniu opisów woni.
Ciekawy przypadek to badania w katedrze w Strasburgu, gdzie naukowcy znaleźli w drewnianych belkach ślady kadzideł sprzed 600 lat. Dzięki chromatografii gazowej udało się zidentyfikować dokładny skład mieszanki. W Polsce podobne prace prowadził zespół z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, badając zapachy zachowane w oprawach starych ksiąg.
Zapachowe rekonstrukcje: między nauką a sztuką
Odtwarzanie historycznych aromatów to połączenie ścisłej analizy chemicznej z artystyczną interpretacją. Często brakuje niektórych składników (niektóre rośliny wyginęły, inne są pod ochroną), więc trzeba szukać zamienników. W Muzeum Historii Naturalnej w Londynie odtworzono zapach dżungli sprzed 200 milionów lat, łącząc współczesne olejki eteryczne z syntetycznymi analogami prehistorycznych roślin.
Polscy eksperci mają na koncie kilka ciekawych projektów. W Muzeum Pałacu w Wilanowie powstała rekonstrukcja zapachów ogrodów króla Jana III Sobieskiego, a w Muzeum Powstania Warszawskiego – woń barykad i piwnic z 1944 roku. W obu przypadkach kluczowe okazały się zeznania świadków i analiza historycznych przepisów.
Etyka zapachów: co wolno, a czego nie?
Konserwacja zapachów rodzi nowe dylematy etyczne. Czy odtwarzać zapachy obozów koncentracyjnych? Jak prezentować wonie związane z kolonializmem (jak zapach niewolniczych ładowni)? W Muzeum Auschwitz-Birkenau trwa dyskusja, czy utrwalać charakterystyczną woń palonych ciał – dla niektórych to konieczny świadek historii, dla innych – nadmierna eksploatacja trauma.
Podobne pytania dotyczą zapachów współczesnych. W Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie zastanawiano się niedawno, czy zachowywać zapach popularnych dezodorantów – jako świadków codzienności naszych czasów. Decyzje zapadają indywidualnie, ale wyraźnie widać, że muzealnicy potrzebują nowych wytycznych.
Zmysłowe muzea przyszłości
Nowe technologie otwierają nieznane możliwości. W japońskich muzeach testuje się już drukarki zapachów, które mogą tworzyć precyzyjne kompozycje na życzenie zwiedzających. Amerykańskie start-upy pracują nad cyfrowymi bazami danych zapachów, gdzie każdy aromat ma swój kod kreskowy.
W Polsce pionierskie prace prowadzi zespół z Politechniki Łódzkiej, który opracował system rozpoznawania i klasyfikacji zapachów przy użyciu sztucznej inteligencji. Choć brzmi to jak science fiction, może się okazać, że za kilkanaście lat będziemy pobierać historyczne zapachy z internetu tak, jak dziś pobieramy zdjęcia.
Zapach naszych czasów – co warto zachować?
W obliczu zmian klimatycznych i zanikania tradycyjnych rzemiosł warto się zastanowić, które współczesne zapachy zasługują na zachowanie. Może woń świeżo skoszonej trawy w miejskich parkach? Albo charakterystyczny zapach polskich targowisk? A może zupełnie zwyczajne – zapach dziecięcych zabawkowych ciastolin czy domowego bigosu?
Kilka muzeów już prowadzi takie projekty. Warto się w nie zaangażować – zgłaszać swoje skojarzenia, wspomnienia, a nawet przynosić próbki (oczywiście w porozumieniu z konserwatorami). Bo dziedzictwo to nie tylko obrazy i zabytki – to także ulotne chwile, które warto ocalić od zapomnienia. Każdy z nas nosi w pamięci zapachy, które są częścią wspólnej historii. Może czas je udokumentować?